Michał Czartoryski na tle 108 męczenników

Grono beatyfikowanych 108 męczenników II wojny światowej objęło:

  • 3 biskupów,
  • 52 kapłanów diecezjalnych,
  • 26 kapłanów zakonnych (wśród nich o. Michała Czartoryskiego OP),
  • 3 kleryków,
  • 7 braci zakonnych,
  • 8 sióstr zakonnych,
  • 9 osób świeckich.

Jan Paweł II w homilii beatyfikacyjnej mówił o nich jako o ludziach, którzy odnieśli swoje największe zwycięstwo w Chrystusie:

Jest to zwycięstwo szczególne, bo dzielą je duchowni i świeccy, młodzi i starzy, ludzie różnego pochodzenia i stanu. Pośród nich jest arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski, pasterz diecezji płockiej, zamęczony w Działdowie; jest biskup Władysław Goral z Lublina torturowany ze szczególną nienawiścią tylko dlatego, że był biskupem katolickim. Są kapłani diecezjalni i zakonni, którzy ginęli, gdyż nie chcieli odstąpić od swojej posługi i ci, którzy umierali, posługując współwięźniom chorym na tyfus; są umęczeni za obronę Żydów. Są w gronie błogosławionych bracia i siostry zakonne, którzy wytrwali w posłudze miłości i w ofiarowaniu udręk za bliźnich. Są wśród tych błogosławionych męczenników również ludzie świeccy. Jest pięciu młodych mężczyzn ukształtowanych w salezjańskim oratorium; jest gorliwy działacz członek Akcji Katolickiej, jest świecki katecheta zamęczony za swą posługę i bohaterska kobieta, która dobrowolnie oddała życie w zamian za swą brzemienną synową.

W dekrecie o męczeństwie grono 108 Błogosławionych charakteryzowane jest w następujący sposób:

Stali się wiernymi naśladowcami Bożego Mistrza, nie wyrzekli się swej godności chrześcijańskiej, nie odstąpili od wiary, nie zbiegli z niebezpieczeństwa, nie przestraszyli się gróźb ani nie ulegli niegodziwym obietnicom przeciwnym sumieniu. Pragnęli podjąć drogę krzyża, aby zbawić swoje dusze, dokonać dzieła dla chwały Bożej i powiększenia Królestwa Bożego. Przeciwstawili się prześladowcom, mając niezłomną nadzieję otrzymania z Bożego miłosierdzia wiecznej nagrody.

Ofiara z własnego życia za innych

Chodzi tu o grupę Męczenników, którzy mając realną możliwość uratowania swojego życia, z całą świadomością oddali je za innych. Najbardziej uderzającą formą takiej ofiary było pójście na niechybną śmierć niosąc pomoc charytatywną współwięźniom konającym na tyfus w odizolowanym baraku, z którego nikt nie spodziewał się już powrotu do życia. W tym gronie jawi się postać o. Hilarego Januszewskiego, karmelity, który w obozie w Dachau – gdy więźniowie żyli już nadzieją szybkiego wyzwolenia – poszedł dobrowolnie opiekować się konającymi i nieść im kapłańską posługę. Zmarł pośród nich sam dotknięty epidemią. Podobnie uczynił i przypłacił to życiem br. Józef Zapłata ze Zgromadzenia Braci Najświętszego Serca Jezusa. Szedł tam z intencją, by złożyć życie w ofierze Panu Bogu dla uproszenia powrotu do ojczyzny dla kard. Augusta Hlonda. W obozie zagłady w Stutthoffie natomiast s. Julia Rodzińska, dominikanka, już za życia otoczona opinią świętości, zakończyła życie zarażona tyfusem w czasie posługiwania konającym więźniarkom żydowskim, do których sama przeniosła się dobrowolnie. Mówili o niej świadkowie:

To był anioł dobroci. W warunkach upodlenia człowieka potrafiła skierować nas na inny wymiar życia. Dla nas ona była świętą, ona oddała za innych życie.

Wymowę ich ofiary bardzo trafnie oddaje świadectwo kard. Adama Kozłowieckiego, byłego więźnia z Dachau, który pod wrażeniem śmierci o. Hilarego Januszewskiego zapisał:

To, co przeszliśmy w ciągu tych pięciu lat w obozie, mogło zabić wyższe ideały. Bezwzględna walka o byt mogła u wielu wyrobić wstrętny egoizm i obojętność na drugich. Lecz ci bohaterowie są jawnym dowodem, że idea miłości bliźniego, rzucona przed dwoma tysiącami lat przez Chrystusa, to nie mrzonka, ale idea realna, która zwycięża nawet tam, gdzie największa panuje nienawiść.

Na inny sposób składali ofiarę życia za innych wspominana już Marianna Biernacka, br. Grzegorz Frąckowiak, werbista, który przyjął na siebie „winę” grupy świeckich osób, aresztowanych za kolportaż ulotek o treści patriotycznej, by ich uratować od śmierci, czy s. Maria Teresa Kowalska, mniszka klaryska-kapucynka. Dla uproszenia u Boga wolności dla swoich współsióstr, aresztowanych razem z nią w obozie w Działdowie, sama złożyła Bogu w ofierze swoje życie. Faktycznie, wkrótce po jej śmierci wszystkie siostry zostały uwolnione.

Przykłady Męczenników ukazują również przypadki ofiary ekspiacyjnej, podjętej dla ratowania życia duchowego – wiary. Pośród nich figuruje s. Celestyna Faron, służebniczka ze Starej Wsi. Jeszcze przed wybuchem wojny złożyła życie za nawrócenie błądzącego kapłana, z gotowością przyjęcia każdego rodzaju cierpień i śmierci. Ofiara jej życia dopełniła się w obozie zagłady w Oświęcimiu, a nawrócenie błądzącego miało miejsce niezwłocznie po zakończeniu wojny. Ks. Henryk Hlebowicz, profesor Uniwersytetu w Wilnie, charyzmatyczny duszpasterz środowisk akademickich, złożył życie w ofierze dla wyproszenia uratowania wiary młodzieży akademickiej. Ofiara została dopełniona pół roku później w Borysowie, gdzie wykonano na nim wyrok śmierci za posługę ewangelizacyjną.

Heroiczna wierność powołaniu

Mając możliwość uratowania swojego życia, w duchu heroicznej miłości wielu wystawiło się na niebezpieczeństwo śmierci, by pozostać wiernymi do końca swojemu powołaniu. Są w tej grupie liczni duchowni zakonni i diecezjalni: o. Michał Czartoryski, dominikanin – zginął gdyż nie chciał pozostawić osamotnionych umierających i ciężko rannych powstańców Warszawy; ks. Władysław Miegoń, kapelan wojskowy, sam będąc już wolny, wrócił do aresztowanych marynarzy, by nie zostawić ich bez opieki duchowej; ks. Jerzy Kaszyra i ks. Antoni Leszczewicz, dwaj marianie, duszpasterze z Rosicy, którzy pozostali dobrowolnie z parafianami przeznaczonymi na śmierć i razem z nimi zginęli; o. Achilles Puchała i o. Herman Stępień, franciszkanie konwentualni z Iwieńca, pozwolili się zaaresztować razem z dużą grupą przeznaczonych na śmierć, tylko po to, by nieść im posługę kapłańską; ks. Zygmunt Pisarski, kapłan lubelski, rozstrzelany, gdyż nie chciał wydać na śmierć komunistów, mimo że jeszcze przed dwoma dniami był przez nich dotkliwie prześladowany i obrabowany.

Dopełnienie charyzmatu zakonnego w ofierze życia

Czterdzieści dwie osoby spośród Męczenników należą do dwudziestu rodzin zakonnych męskich i żeńskich. Poza przypadkami s. Alicji Kotowskiej, zmartwychwstanki z Wejherowa, franciszkanami z Niepokalanowa i kapucynami z Warszawy i Lublina, w rzeczywistości wszyscy mieli możliwość uchronienia się od prześladowania i śmierci, gdyby podporządkowali się okupacyjnym zarządzeniom dotyczącym życia religijnego. Obrali jednak drogę wierności Bożemu prawu. Przeważająca większość z nich może być stawiana jako wzory realizowania charyzmatu zakonnego w stopniu heroicznym. Teraz ten charyzmat znalazł dopełnienie w ofierze życia za Kościół. Nie sposób jest wskazać tu wszystkich przypadków takiej drogi. Cztery sylwetki traktowane są tu nie tyle według gradacji ich wielkości duchowej, ale jako typowi przedstawiciele Męczenników z rodzin zakonnych. Ks. Józef Kowalski, salezjanin z Krakowa, którego droga życia była naznaczona heroicznym dążeniem do świętości według wzoru św. Jana Bosko – także w środowisku rozlania nienawiści szatańskiej w oświęcimskim obozie zagłady – gdy szedł na śmierć prosił przyjaciół, by wspierali go w modlitwie za swoich katów.

W omawianej grupie Męczenników znajdują się liczni zakonnicy z rodzin franciszkańskich: bracia mniejsi, bracia mniejsi konwentualni, kapucyni. Ideały radykalnego ubóstwa i przyjęcia cierpienia czy podążanie w duchu św. Franciszka na spotkanie z „siostrą śmiercią” były teraz z wielką miłością realizowane w obozach zagłady. O. Henryk Krzysztofik, kapucyn z Lublina, do swoich wychowanków przekazał na grypsie z obozu w Dachau:

Drodzy bracia! Jestem w rewirze na 7 bloku. Strasznie schudłem, bo woda opada. Ważę 35 kg. Każda kość boli. Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem. I dobrze mi jest razem z Nim być i cierpieć. Modlę się za Was i cierpienia swoje Bogu za Was ofiarowuję. Wiem, że umrę i na ziemi już się nie zobaczymy. Ale w nagrodę spotkamy się w niebie.

Choć rys głębokiej pobożności maryjnej jest charakterystyczny dla wszystkich Męczenników, to u osób zakonnych był on jeszcze bardziej wyrazisty. W zjednoczeniu z Matką Zbawiciela, składali przez ofiarę miłości hołd Panu życia i czasu. S. Klemensa Staszewska, urszulanka z Rokicin Podhalańskich, kończyła swoje święte życie w dotkliwych cierpieniach w Oświęcimiu, odmawiając z przerwami ustającym głosem wersety Magnificat. O. Antonin Bajewski, jeden z najbliższych współpracowników św. Maksymiliana, kończył życie w obozie w Oświęcimiu ze słowami „Jezus i Maryja” na ustach. Przedtem prosił przyjaciela, by przekazał braciom w Niepokalanowie, że zginął tu wierny Chrystusowi i Maryi.

Misja pasterzy ludu

Duszpasterze stanowią najliczniejszą grupę Męczenników. Wywodząca się zwłaszcza z duchowieństwa diecezji inkorporowanych w czasie okupacji do tzw. Warthegau, tj. Poznania, Gniezna i Włocławka, gdzie wystarczającym tytułem do aresztowania i przeznaczenia na zagładę była sama nazwa „ksiądz katolicki”. Przewodzą im niejako trzej biskupi z Płocka i Lublina – wzory ofiarnej miłości Kościoła, spalający się wprost w codziennej posłudze dla chwały Bożej. W czasie próby wierności, wytrwali do końca. Próby te oznaczały dla wielu duszpasterzy bardzo trudne zmagania się ze sobą. Kończyły się jednak zwycięstwem. Wymownym przykładem może być ks. Aleksy Sobaszek, proboszcz z Siedlemina. Choć był duszpasterzem niezwykle ofiarnym i oddanym swoim wiernym, po wybuchu wojny, w pierwszym momencie ogarnęła go panika i opuścił parafię. Wrócił jednak po dwóch tygodniach i w kościele, w czasie Mszy św., prosił ze łzami w oczach parafian o wybaczenie mu tego czynu. Po aresztowaniu przewieziono go do Dachau, gdzie zmarł w następstwie udręk obozowych. Przed śmiercią prosił przyjaciela kapłana, który mu udzielił rozgrzeszenia, by po wyzwoleniu udał się do Siedleminia i powiedział w kościele jego parafianom, z którymi się czuł złączony więzami miłości, że wszystkie udręki i tortury, jakie przyszło mu znosić w obozie, ofiarował Bogu za nich; że błogosławi wszystkim i prosi ich o modlitwę za swoją duszę.

Sługa Boży ks. kard. Stefan Wyszyński w swoim świadectwie o duszpasterzach-męczennikach zapisał:

Kapłani Ukrzyżowanego są nieustannie włączeni w mękę świata, któremu patronuje Wielki Kielich zbawiającego Chrystusa. To Chrystus pierwszy wziął ten Kielich z ręki Ojca. Kielich to gorzki, lecz zbawczy. Pił go naprzód Boski Lekarz świata, dotknął go swoimi ustami. I dlatego ludzie chorzy nie lękają się wziąć do ust takiego kielicha. Ciągle powtarzamy: calicem salutaris accipiam, et nomen Domini invocabo. – Tak mówili kapłani zanim znaleźli się w Ogrójcu obozów koncentracyjnych. Ale nie odmówili Ojcu tego Kielicha, w nadziei, że oczekuje na to całe stworzenie, które jęczy i wzdycha w bólach rodzenia, aż dotąd. […] W takim duchu pili Kielich goryczy całej rodziny ludzkiej – kapłani polscy w obozach koncentracyjnych za całe stworzenie, które aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8, 22). […] Bogata księga imion męczenników kapłańskich świadczy o tym, że dopełnili wyznaczoną im miarę Kielicha Chrystusowego – z godnością!

Odrzucona wolność za cenę wierności powołaniu

Głębokie ogarnięcie sercem i umysłem daru powołania do kapłaństwa przyniosło owoce w postaci heroicznej wierności swojej misji. Wprost niezwykłym jest zachowanie się al. Bronisława Kostkowskiego z Seminarium Duchownego we Włocławku, który był dopiero w połowie drogi studiów seminaryjnych. Na propozycję podpisania deklaracji o wycofaniu się z niej za wypuszczenie z więzienia, swej matce kategorycznie odpowiada: Raczej śmierć wybiorę niż sprzeniewierzę się powołaniu, jakim mnie Bóg zaszczycił. O. Anicetowi Koplińskiemu proponowano wolność z racji jego niemieckiego pochodzenia, co odrzucił deklarując: Jestem kapłanem i idę tam, gdzie są ludzie, którzy mnie potrzebują, Polacy czy Żydzi, cierpiący i biedni. Podobne propozycje, już po uwięzieniu w obozie, otrzymali ks. Józef Kut z Poznania i ks. Dominik Jędrzejewski z Gosławic. Obydwaj odmówili, choć wiedzieli, że skazują się tym samym na śmierć.

Braterstwo kapłańskie

Innym jeszcze wymownym owocem przeżycia swej misji kapłańskiej przez Męczenników było braterstwo kapłańskie, które pozwalało dostrzegać łaskę obdarowania kapłaństwem we współbracie, wizerunek Chrystusa otrzymany ze święceniami, i cenić ją jako wartość nawet ważniejszą niż własne życie. Taki duch nadawał nową treść i barwę miłości bliźniego między kapłanami, o czym mówi wzór m.in. ks. Józefa Kurzawy, wikariusza z Osięcin. Na usilną prośbę proboszcza, ks. Wincentego Matuszewskiego, by ratował życie i się schronił, miał tylko jedną odpowiedź: Ja ciebie, ojcze, nie opuszczę. Jeżeli zginiemy, to razem. Ujmuje przykład ks. Adama Bargielskiego z Myszyńca, który wobec groźby aresztowania nie tylko nie opuścił jak inni wikariusze parafii, ale sam spontanicznie zastąpił we więzieniu swego 80-letniego proboszcza. Nie sposób pominąć tu ks. Stanisława Pyrtka, kapłana wileńskiego, wikariusza skazanego na śmierć za próbę ratowania swojego uwięzionego proboszcza, czy alumna seminarium, Tadeusza Dulnego. Choć przymierał z głodu w obozie w Dachau, oddawał mimo to część swego jedzenia innym duchownym, a zwłaszcza ks. prof. Franciszkowi Rosłańcowi, którego życie uważał za cenniejsze dla Kościoła niż własne.

Apostołowie świeccy

Za wierność misji chrześcijańskiej ginęli również wierni świeccy. W dzieje tego rodzaju świadectw wpisały się zwłaszcza trzy sylwetki. Stanisław Starowieyski, ojciec rodziny, utalentowany administrator dóbr ziemskich, był bardzo żarliwym apostołem laikatu, prezesem Akcji Katolickiej w diecezji lubelskiej. Za tę działalność został aresztowany i osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Wymowne jest, że tam doprowadził do nawrócenia m.in. wojującego ateistę, Adama Sarbinowskiego. Zakończył życie w obozie w noc Zmartwychwstania Pańskiego 1941 r. z całą świadomością, że zmierza przez śmierć na spotkanie z Chrystusem. Mówili o nim współwięźniowie:

Był apostołem i w obozie. Iluż ludziom ułatwił spowiedź św., i był nie tylko ośrodkiem pomocy duchowej, ale też organizował pomoc materialną, wielkodusznie dzieląc się z bardziej potrzebującymi, nie bacząc, że go ktoś wykorzystuje.

W osobie Natalii Tułasiewicz, nauczycielki z Poznania, jawi się niezwykła animatorka apostolatu świeckich. Programem jej życia były słowa zapisane w dzienniku duchowym:

Moją misją jest pokazać światu, że droga do świętości przemierza także poprzez hałaśliwe rynki i ulice, a nie tylko w klasztorach czy w cichych rodzinach… Pragnę świętości dla tysięcy dusz. I nie nastąpi to, naprawdę nie nastąpi, że do nieba pójdę sama. Tam chcę prowadzić po mojej śmierci szeregi tych, którzy umrą po mnie.

Została aresztowana za organizowanie duchowej opieki dla młodych kobiet deportowanych na prace do Niemiec. Po wyrafinowanych torturach skazano ją na zagładę w obozie w Ravensbrück. W Wielkim Tygodniu, na obozowej pryczy, resztkami sił głosiła jeszcze więźniarkom konferencje o Męce Pańskiej i Zmartwychwstaniu. Została uśmiercona w komorze gazowej w Wielką Sobotę 1945 r., na krótko przed wyzwoleniem obozu. Do męczenników-apostołów świeckich należy także Franciszek Stryjas z Chełmc k. Kalisza, wzorowy ojciec rodziny, odznaczający się bardzo żywą pobożnością maryjną. W czasie okupacji, gdy przedłużał się brak księży, rozpoczął od 1942 r. potajemne nauczanie dzieci religii w swojej i czterech okolicznych wioskach, świadomy, że ryzykuje nawet życiem. W ten sposób z niezwykłą ofiarnością i umiejętnością w przeciągu trzech lat przygotował do I Komunii ok. 300 dzieci. Impulsem do misji było wezwanie, które usłyszał od Matki Bożej: Ucz dzieci modlitwy, gdyż nie ma kapłanów, a wojna jeszcze długo się nie skończy. Swą misję opłacił życiem.

„Piątka poznańska”

Tworzyło ją pięciu młodych wychowanków oratorium salezjańskiego z Poznania: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski. Można w nich dostrzegać reprezentantów najbardziej ideowej młodzieży, która wyszła ze szkół katolickich z wizją i gorącym pragnieniem ofiarnej służby ojczyźnie we wszelkich możliwych sektorach życia w imię miłości Boga. Z drugiej strony, są oni jednocześnie bardzo przekonującym potwierdzeniem salezjańskiego modelu formacji młodzieży. Odczytanie sensu życia w klimacie bardzo pogłębionego życia religijnego, pobożności maryjnej, wyzwalało w nich nowy entuzjazm i energie do formowania chrześcijańskiego oblicza otaczającej ich rzeczywistości. Ostatnie listy z więzienia, pisane przed egzekucją, odsłaniają zaskakującą wprost głębię ich religijnych motywacji. Jeden z nich, Czesław Jóźwiak, napisał wtedy:

Właśnie dzisiaj, tj. 24-go, w dzień Maryi Wspomożycielki przychodzi mi rozstać się z tym światem. Wiem, że Maryja, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię św. do swego serca. O godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę was, tylko nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się do ciebie, Matusiu kochana, ofiaruj swój ból Matce Bożej Bolesnej, a Ona ukoi twe zbolałe serce. Proszę was bardzo, jeżeli w czym was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się modlił za was do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. Do zobaczenia się w niebie! – Wasz syn i brat Czesław.

Postawy chrześcijańskie wobec Żydów

Pośród świadectw uderzają liczne przypadki heroicznych gestów miłości okazywanych wobec Żydów, nad którymi ciążył hitlerowski wyrok zagłady. Nie sposób pomijać i takich faktów, tym bardziej, że w czasie okupacji jedynie na ziemiach polskich ciążyła kara śmierci, bez sądowego dochodzenia, za jakąkolwiek formę pomocy okazywanej Żydom. Miłość Boga i bliźniego dyktowały inną drogę: za ratowanie dzieci żydowskich zostały rozstrzelane s. Ewa Noiszewska i s. Marta Wołowska, niepokalanki ze Słonimia; ks. Józef Pawłowski, rektor seminarium z Kielc, ratuje Żydów ryzykując swoim życiem; wyrok za to wykonano na nim w obozie w Dachau; s. Klemensa Staszewska została aresztowana za pomoc żydowskim dziewczynom i skazana na zagładę w obozie w Oświęcimiu. Do tej grupy należy także s. Julia Rodzińska, która oddała życie, by nieść posługę miłości kobietom żydowskim umierającym na tyfus w obozie zagłady w Stutthoffie, oraz ks. Michał Piaszczyński, ojciec duchowny i profesor seminarium duchownego w Łomży. W swoim środowisku był promotorem dialogu religijnego z judaizmem. Znamienne jest, że w początkach lat trzydziestych używał już w odniesieniu do Żydów tytułu: „starsi bracia w wierze”.

Wszystkie te wyjątkowe świadectwa wpisały się do „pamięci Kościoła”, pamięci odmiennej niż zwykły zapis historii, bo żyjącej i owocującej w tajemnicy świętych obcowania. Dlatego że wyrosły z wielkiej miłości Boga, są żywe i potrafią zapalać ducha, niezależnie od barier czasowych.

Proces beatyfikacyjny nie „uczynił” ich błogosławionymi, ale jedynie odsłonił Kościołowi ich świadectwo heroicznej miłości, uwieńczonej ofiarą życia za wiarę. Ukazał, z jaką mocą owocowała w nich łaska Zbawiciela. Kościół teraz ogłosił ich „błogosławionymi” – „świętymi” dlatego, że stali się bardzo bliskimi Chrystusa, a przez to tak bliskimi Ludowi Bożemu, który teraz umacniają swoim wzorem i wstawiennictwem w ziemskim pielgrzymowaniu do Ojczyzny niebieskiej.

Nowi błogosławieni Męczennicy, do niedawna niemal nieznani, teraz zaczynają mówić na inny sposób – mówią głosem swoich sumień, odwagą prawdy i miłością sprawiedliwości. Nie są postaciami należącymi tylko do minionych lat, lecz wciąż żywymi, gdyż przyczynili się w zdecydowany sposób – mimo że często w ukryciu i ciszy – do budowania historii cywilizacji miłości. Owoce takiego budowania ze swej natury nie ustają ze śmiercią jego protagonistów. Są przeto chrześcijanami, mężczyznami i niewiastami należącymi do teraźniejszości i do przyszłości. Nie tylko chrześcijanie, ale cała ludzkość jeżeli będzie chciała nadać światu prawdziwie godne oblicze, będzie musiała wziąć pod uwagę wartości, za które oni oddali życie.

Opracowano na podstawie:
ks. dr Tomasz Kaczmarek, Obraz świadectw 108 błogosławionych męczenników
[w:] Ateneum Kapłańskie, zeszyt 1 (548), lipiec-sierpień 2000 r., tom 135