Żołnierz

Jan, wychowany w duchu patriotycznym, nie uchylał się od obowiązku walki o wolność Ojczyzny.

Jan Franciszek – żołnierz

Jako przedstawiciel pokolenia niepodległej Polski młody Jan, jak większość jego rówieśników, doświadczył konieczności przerwania dopiero rozpoczętych studiów. Kształtującą się Rzeczpospolitą dotykały różne zagrożenia militarne i polityczne. Jan, wychowany w duchu patriotycznym, nie uchylał się od obowiązku walki o wolność Ojczyzny, także z bronią w ręku.

W listopadzie i grudniu 1918 r. był uczestnikiem obrony Lwowa, potem walczył w „wojnie ukraińskiej” pod wodzą kpt. Czesława Mączyńskiego. Dominikanin o. Pius Bełch, wychowanek o. Michała, wspominał:

Ojciec Michał mówił mi, że brał udział w obronie Lwowa. Był raz na warcie, zapomniano o nim, i trwał na niej przez długie godziny. Nie pamiętam, przy jakiej okazji było to jego opowiadanie: ratował ludzi i tak był wyczerpany, że padł ze zmęczenia.

W liście z 3 września 1919 r. do ks. Korniłowicza, swojego ówczesnego kierownika duchowego, Jan tak opisuje przygody na froncie:

Do maja 1919 r. pełniłem służbę przy brygadzie Mączyńskiego. Potem wyszliśmy ze Lwowa z ofensywą i wtedy zaczęła się całkiem inna służba. Zamiast kancelarii usadzili mnie na konia i zrobili ze mnie ordynansa bojowego. Rozwoziłem ważne rozkazy i to prawie zawsze w nocy. Rzeczy były pilne i ważne, odległości bardzo znaczne, często ponad 60 km, koń za każdym razem inny, a najgorsza noc, bo słuch – jedyny wtedy zmysł, a mój słaby. Jazda przeważnie bez mapy, a czasem nie wiadomo dokąd, bo oddział trzeba znaleźć. Wyszedłszy ze Lwowa, idąc do Tarnopola, przez dwa tygodnie spałem tylko cztery noce! Znosiłem to fizycznie doskonale, a orientowałem się też dobrze. Gorsze były rozkazy i meldunki ustne, bo to ogromna odpowiedzialność nie pobałamucenia oddziału i miejscowości. Wobec cienkości i ruchliwości frontu taka służba była niebezpieczna (z moim słuchem), ale na to uwagi się nie zwraca. Raz najechałem na Ukraińców, a wiele razy nie wiadomo na kogo, gdyż usłyszeć i porozumieć się mogłem na bardzo bliską odległość. Raz siedziałem na koniu 26 godzin! Kiedyś na chłopskim koniu zrobiłem 24 km na oklep!

Następnie w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. Jan bronił miasta przed armią Budionnego. W tej kampanii z sowiecką inwazją walczyli także jego bracia: Kazimierz, Jerzy i Roman. W zachowanej książeczce wojskowej Jana znajduje się wpis: 

pełnił służbę wojskową przy Dow. Małopolskich Oddziałach Armji Ochotniczej w ref. org.-pers. od dnia 24/VII.1920 do 15/XI. 1920.

W międzyczasie uczestniczył jeszcze jako obserwator w akcji plebiscytowej w Sosnowcu (1920). Otrzymał awans na podchorążego by wreszcie w 1926 r. zostać przeniesionym do „pospolitego ruszenia”, a w 1931 r. do rezerwy. Tak skończył się rozdział życia Jana związany z wojskiem, który zostanie na nowo otwarty dopiero podczas walk w Powstaniu Warszawskim.

Były jeszcze dwa znaki nie pozostawiające wątpliwości, że udział w walkach o wolność Polski był realnym wypełnieniem obowiązku. Jan Czartoryski został bowiem uhonorowany dwoma medalami: Medalem Niepodległości za obronę Lwowa i Krzyżem Walecznych za kampanię roku 1920.