Zapiski duchowe

W pamiętniku zatytułowanym „Sprawy duchowe” o. Michał Czartoryski, w latach 1926-1944, zapisywał ważniejsze swoje przeżycia i sporządzał wypisy z lektur, rekolekcji itp. Myślą, do której prawie nieustannie wracał było pragnienie zjednoczenia z Panem, któremu z całą miłością chciał służyć.

30. 11. 1927, rekolekcje konwentu

Na każdych rekolekcjach trzeba zdać sobie sprawę z celu życia. Czy go znam? Tzn. cel życia zakonnego. Czy stoi on mi przed oczyma? Czy wiem do czego dążę? – Celem tym to zupełne oddanie się na służbę Bogu. Zupełne, całkowite, bezapelacyjne, począwszy od codziennych najdrobniejszych obowiązków rozumianych przez najczulsze sumienie, poprzez strapienie, bóle, krzyże, oschłości – aż do męczeństwa. To zupełne oddanie się na służbę Bogu – oznacza jeden wyraz: miłość… ona wszystko może.

15. 04. 1928

Czynem, wysiłkiem ciągłym, zewnętrznym i wewnętrznym mam Bogu pokazać, że Go kocham ciągłą intencją, ciągłym skupieniem, ciągłym uszanowaniem – ciągłym przywiązaniem, przylgnięciem, ofiarowaniem się służyć mam Panu i Stworzycielowi mojemu.

21. 09. 1929

Mam być stanowczy. Jest to jedną z głównych cech prawdziwego charakteru. Prawdziwy zakonnik musi posiadać stanowczość, inaczej praca, życie całe, zajęcia i obowiązki będą się „rozłazić”. Stanowczość musi być w oddaniu się na służbę Bożą, w zaparciu się, w umartwieniu, posłuszeństwie, w pracy – nauce itd.

15-25. 11. 1931, rekolekcje przed profesją solemną

Wszystkiego się zrzekam, wyzbywam… oczywiście dóbr materialnych, wszelkiej własności, ale także własnej woli, to już jest olbrzymi zakres; zrzekam się dobrowolnie nawet tego, co mi się „należy”, np. Konstytucje pozwalają posiadać na własność manuskrypty: do czasu dobrze, ale gdy mi odbiorą choćby niesprawiedliwie, to nie mogę się prawować, bo dobrowolnie zrzekłem się wszystkiego.

Nic więc od Zakonu mi się nie należy w ścisłym znaczeniu, żadne żądanie nie będzie niesprawiedliwe, żadne domaganie się choćby największej ofiary i poświęcenia nie będzie za wielkie ani nieprawne ani też niczym się nie mogę wymówić ani usprawiedliwić. Jedyną tu miarą miłość Boża. Można by i tak powiedzieć, że nawet żadna cnota nie jest moją własnością, nawet Wiara i Nadzieja, bo dla Miłości Bożej mam je też oddać (jedynie przez śmierć), bo do nieba i wieczności ich nie zabiorę — jedynie Miłość trwa na wieki. Dlatego też zrzekam się i pozbywam wszystkiego dobrowolnie, z wyjątkiem jedynym Miłości Bożej.

22. 01. 1933

Dla owocnej pracy apostolskiej: nauczania słowem, trzeba koniecznie: prawdziwego zaparcia się siebie, całkowitej ofiary z siebie dla Boga trzeba, aby miłość Boża opanowała całkowicie całe życie, trzeba mieć dobrze wypraktykowanego ducha ofiary.

21. 05. 1933
Nie trzeba wychowywać ludzi przeczulonych i rozdelikaconych, i miękkich. Trzeba owszem zakonników mężnych; dlatego dla wyżej wyrobionych potrzeba więcej konsekwencji, hartu, surowości, bezwzględności. Tak więc trzeba koniecznie rozbudowywać w sobie miłość gorącą, żarliwą.

24. 11. 1934

W nocy, po wspólnej adoracji, zagłębiłem się w rozmyślaniu, patrząc na Pana umierającego na Krzyżu. Uświadomiłem sobie lepiej, że za Jego przykładem jestem obowiązany i powołany również do ofiary; do tego, by wydać siebie na całopalną ofiarę dla Niego z miłości i przez miłość, by oddać się i poddać się Mu całkowicie we wszystkim, by z Nim się zjednoczyć w miłości i ukochaniu oraz związać przez mocną, wytrwałą, mężną wolę. […]

Tak mi stanęło w oczach pragnienie Pana – pragnienie dusz. Tym Jego pragnieniem muszę się przejąć, bo przecież moim zadaniem jest te młode dusze nowicjuszy do Niego przyprowadzać, Jemu oddawać, Jego w nich kształtować. Ale to nie koniec. Te drogie mu dusze mam Mu tak oddawać, tak je na jego modłę urobić, aby stały się duszami apostolskimi i pociągały kiedyś (a może już i dziś) nowe zastępy dusz, coraz to liczniejsze, Panu, który ich tak pragnie. Moje obowiązki i zadanie magistra muszę w tym świetle i z takim nastawieniem pojmować. Nie sucho, sztywno, formalistycznie. Jezus pragnie dusz! Z tym pragnieniem wisi na krzyżu i wciąż oczekuje mojej gorliwości! „Sitio!”

6. 12. 1939, Kraków, św. Mikołaja

Ostatni wojenny czas spędziłem w wielkim zaabsorbowaniu i przeciążeniu zajęciami: magistra nowicjuszy, magistra studentów i magistra braci konwersów. Do tego dochodziło wiele innych zajęć i spraw. Źle się to odbiło na moim życiu, gorzej, że źle się to odbiło na braciach. Nie miałem dla nich dostatecznie dużo czasu. To zaniedbanie muszę naprawić. Muszę więcej pamiętać o tym, że czas pracuje albo na ich korzyść (postęp), albo na ich szkodę (wady).

Muszę trzymać rękę na pulsie każdego, mieć kontakt duchowy z każdym. Nie mogę dopuszczać ani tolerować jakiegoś odsunięcia, odseparowania się ode mnie, przejawów unikania mnie.

Muszę odbywać z braćmi dyrekcje duchowne, pomimo że mnie to tak dużo kosztuje — zwłaszcza rozpoczęcie zawołania brata, bo zawsze chcę coś obmyśleć, zaplanować, mieć wygodniejszy czas.

Wymaganiami w posłuszeństwie coraz doskonalszym nie zabijać swobody i inicjatywy. To bardzo ważny problem wychowawczy.

20. 12. 1940

Dziś dziewiąta rocznica święceń kapłańskich.

Obowiązki i samo życie idzie mi ciężko, bo za mało ufam Panu. „Nie targuj się więc z Panem!” Jezus pragnie dusz! Sitio!

Wizytacja kanoniczna zakończona 14 XII 1940 r. przez O. Prowincjała Maurycego Majkę dała mi dużo do myślenia, zastanowienia, a nawet jakiegoś zatrzymania się (trudności), zwłaszcza gdy chodzi o studentów (nie nowicjuszy). Wielkie mieli pretensje, dużo nieuzasadnionych i nieprawdziwych, o których sądzić nie powinni.

23. 11. 1941

Ciągle ciężko, trudno, tak się wszystko „rozłazi”. Tak niewytrzymały jestem na trud, zmęczenie. […]

Listy św. Katarzyny [Sieneńskiej] do św. Rajmunda [z Kapui] robią na mnie duże wrażenie. Ona żąda od niego (ode mnie) wniknięcia w Ofiarę Pana Jezusa, w ofiarę straszną, krwawą: „Wykąp się we krwi”! (VIII). Łaskę mam przez Krew. Cena miłości – to też Krew. Wiara prawdziwa, żywa – też przez Krew. Grzech i wszelkie zaniedbania – to też cena Krwi!

Dominikanin jest „liturgiem” nie tylko przy ołtarzu, ale mocą kapłaństwa, a zwłaszcza mocą profesji solennej i stanu zakonnego. Zawsze chodzi w stroju liturgicznym, bezustannie jest na szczególnej służbie Bożej: na służbie Ciała Mistycznego Chrystusa.

27. 03. 1942

Czytam i rozważam O dobroci Fabera, to dla mnie bardzo ważne ze względu na wychowywanie braci. Znowu wyczytałem u o. [Jacka] Cormiera, że zadaniem magistra jest consolare, pocieszać, dodawać otuchy, zachęty, a nie tylko karcić i poprawiać, i wymagać.

25. 01. 1944, rekolekcje w Tyńcu

Dziś Nawrócenie św. Pawła. Jak piękna Msza święta. Odprawiłem ją na moją intencję „pro meo ipso”. Właśnie w intencji nawrócenia się. […] „Dzisiaj rozpoczynam życie nowe!” […]

Podźwignięcie i odnowienie Kościoła, nie od razu całego – ale tej jego części, którą jest nasz Zakon, Prowincja, dokonać się może drogą Bożą, a nie ludzką, przez przykład Chrystusowy, drogą ofiary, wyzbycia się siebie, miłości, wypełnienia samemu warunków, pod którymi obiecana jest od Boga łaska, pomoc, błogosławieństwo – za cenę spełniania najświętszej woli Bożej, nie tylko przykazań, ale i rad ewangelicznych: ślubów, konstytucji, obyczaju zakonnego, ducha gorliwości zakonnej we wszystkim.

31. 01. 1944, ostatni wpis

„Znam sprawy twoje i pracę, i cierpliwość twoją, i że nie możesz ścierpieć złych, i doświadczałeś tych, którzy się mienią być apostołami, a nie są, i znalazłeś ich kłamcami. I masz cierpliwość, i znosiłeś dla imienia mego, a nie ustałeś. Ale mam przeciwko tobie, żeś miłość twoją pierwszą opuścił. Pamiętaj tedy od czegoś odpadł i czyń pokutę i pierwsze uczynki czyń!

A jeśli nie, przyjdę na cię i poruszę świecznik twój (godność, urząd) z miejsca swego, jeśli nie będziesz pokuty czynił. Ale to masz, że nienawidzisz uczynków nikolaitów, których i ja nienawidzę” (Ap 2,2-6).