Wspomnienia dominikanów

Bardzo ceniliśmy i lubiliśmy ojca Michała.

o. Adam Studziński OP

Wstąpił do zakonu w 1928 roku. W czasie wojny kapelan Pułku 4. Pancernego „Skorpion”. Walczył pod Monte Cassino, nad Adriatykiem, w Apeninach i o Bolonię.

Z ojcem Michałem Czartoryskim spotkałem się zaraz po wstąpieniu do zakonu. Ojciec Michał wkrótce miał skończyć nowicjat, a ja rozpocząć. Ojciec Michał o sobie zasadniczo nic nie mówił. Był bardziej skupiony, mniej zajęty otoczeniem, a nawet dla niego obojętny. Chyba już wtedy szedł swoją drogą, myśląc o tym, jakby najlepiej służyć Panu Bogu. Orientowaliśmy się o jego pochodzeniu, ale jednocześnie widzieliśmy, że nowe życie traktuje szczerze, robi co wszyscy i to dobrze, od niczego się nie uchyla, chce być jednym z nas. Było to zauważalne, a wszystko wskazywało, że nie było w tym pozorów. Wszyscy, którzy go znali, z nim żyli, czy spotykali się, muszą przyznać, że pobożność, życie z Chrystusem były jego pragnieniem i celem wysiłków w życiu zakonnym.

o. Albert Krąpiec OP

Wstąpił do zakonu w 1939 roku, święcenia kapłańskie w 1945. Późniejszy profesor filozofii i rektor KUL.

Ojciec Michał Czartoryski – taki jakiego znaliśmy – (a znaliśmy go dobrze, bo przez kilka lat można było mu się przypatrzeć i podpatrzeć) – nigdy nie zauważyliśmy u niego jakiejś wady, a tym mniej złego postępowania. Wydaje się, że to on był naprawdę wzorem zakonnika-dominikanina, który mimo nienadzwyczajnych intelektualnych zdolności uprawiał intelekt w duchu tradycji Zakonu dominikańskiego, studiował św. Tomasza, z którego przygotowywał konferencje i kochał Zakon, jego tradycje, jego powołanie. Nie mogę sobie przypomnieć nic takiego, co mogłoby rzucić jakiś cień na postępowanie zakonne, wychowawcze o. Czartoryskiego. Surowość, którą uprawiał traktował jako cnotę „vindicta”, która usprawnia człowieka w stosunku do zaistniałego zła. Był surowy dla siebie i dla nas, ale przez tę surowość promieniowała jego wielka miłość ku Bogu i ku nam, nowicjuszom i studentom.

o. August Uchański OP

Wstąpił do zakonu w 1936 roku. W zakonie przez wiele lat poświęcił się pracy rekolekcyjno-misyjnej.

Wiara jego przejawiała się w bardzo starannym przygotowaniu się do przeżywania liturgii Mszy św. i nas do tego zachęcał. Zawsze z szacunkiem odnosił się do szat liturgicznych, dbał o ich czystość, ażeby były starannie składane i przechowywane w szufladach

o. Stanisław Dobecki OP

Formację odbywał w latach 1935-1939.

Bardzo kochał tradycje dominikańskie: św. Tomasza i liturgię. Polecał Komunię św. łącznie ze Mszą św., czego wówczas nie podkreślano. Bardzo starał się o zrozumienie liturgii, docenianie i przeżywanie osobiście oraz wspólnotowo. Był także pozytywnie wrażliwy na nowe w niej prądy, nowe kroje szat liturgicznych i symbolikę. Był bardzo praktyczny w urządzeniach technicznych np. kaplicy, chórku klasztornego.

o. Ireneusz Łuczyński OP

Formacja w latach 1934-1940, później wieloletni wykładowca na studium dominikańskim.

Tak ja, jak i wszyscy moi współbracia bardzo ceniliśmy i lubiliśmy o. Michała, który był dla nas nie tylko przełożonym, ale prawdziwie bratem i przyjacielem. Był to człowiek niezwykłej kultury i delikatności. Jako wychowawca był zawsze wymagający, ale przy tym bardzo wyrozumiały. Ogromnie się cieszył, gdy zwracaliśmy się do niego z jakąś prośbą, czy poradą. Lubił służyć swoim podwładnym, był zawsze bardzo opanowany, nigdy nie unosił się gniewem, nigdy na nikogo nie krzyczał. Uwagi zwracał ze spokojem i raczej pouczając niż ganiąc. Przy większym przewinieniu kleryka najpierw wyrażał swój głęboki smutek zanim nałożył pokutę. Traktował kleryków jak ludzi dojrzałych i odpowiedzialnych – budził u nich pełne zaufanie.

o. Kalikst Suszyło OP

Jego wychowawcą w nowicjacie był o. Michał.

Jako profes na wigilijny wieczór przygotowałem okolicznościową kolędę, w której poszczególne zwrotki miały za przedmiot poszczególnych członków klasztoru. O ojcu Michale zwrotka brzmiała:

Ojciec Magister Michael,
Tak jak zresztą stale
Poczyna wspaniale:
Jezu, chcesz być Zbawcą światu,
Przyjdź na rok do nowicjatu:
Jedyna szkoła!

o. Włodzimierz Kucharek OP

Był długoletnim mistrzem nowicjuszy i braci studentów.

Ojciec Michał był ścisłym obserwantem. Nosił zawsze tonsurę, krótko strzyżoną, tzn. nie nosił na tonsurze długich włosów (na całą szerokość tonsury, jak niektórzy inni). Chodził zawsze w habicie, w czarnych półbucikach (lub trzewikach w zimie) i białych pończochach jak nakazywały Konstytucje. Jak wychodził do miasta brał kapę zakonną. W zimie płaszcz. To samo bez trudności zachowywali i klerycy. Widać było nieraz przemęczenie u niego. Można go było czasem zastać siedzącego na krześle i śpiącego z otwartą książką na biurku. Każdy go szanował. Szedł chętnie po radę do niego. Kiedy się mówiło do niego, on życzliwie czarnymi oczami patrzył w oczy i na usta, pomagając sobie ręką przy uchu, aby dobrze zrozumieć co się mówi do niego. Rzeczowo załatwiał sprawę. Czasem dawał dwuznaczną odpowiedź, albo w formie zapytania.

o. Reginald Wiśniowski OP

Formacja w latach 1939-1945, pod opieką o. Michała.

Przyjechałem do nowicjatu. Czekałem na furcie zakonnej pełen spokojnego oczekiwania. Ojciec Michał od razu wzbudził we mnie zaufanie połączone z szacunkiem. Wysoki, przynajmniej według mojej ówczesnej oceny, twarz pociągła, szczupła, ascetyczna. Pełen życzliwości uśmiech. „Teraz będziemy nazywać pana bratem”. Doskonale pamiętam ciche, robiące ogromne wrażenie krużganki, a potem dormitarz. Ojciec Michał cichym głosem objaśniał: „tu wszędzie obowiązuje milczenie”. Wchodząc na korytarz nowicjacki, przed zejściem schodami na niżej położony korytarz, znowu spokojnie wprowadzał w nowe życie: „tu wchodząc i wychodząc z nowicjatu modlimy się”. Ukląkł przed obrazem Matki Bożej Różańcowej i półgłosem odmówił Sub tuum praesidium i Ave Maria. Zaprowadził mnie najpierw do kaplicy, potem do swojej celi. Pamiętam słowa, które głęboko wpadły mi w serce: „tu brat może przychodzić o każdej godzinie dnia i nocy – w każdej potrzebie”