List do Włodzimierza Dzieduszyckiego

Kraków, klasztor kamedułów, 9-11 sierpnia 1927 r.

 

Drogi Włodku

Zabieram się do listu długiego i trudnego i nie wiem czy potrafię napisać to co chciałbym i co i jak potrzeba (?)

Stanowczo i uparcie narzuca mi się myśl oddania się na służbę Bogu w zakonie dominikańskim. Mam takie przeczucie, że na tym się skończy. Wiem jednak, że trzeba poznać wolę Bożą, nic ponad nią nie chcieć, a choćby jakakolwiek była oddać się jej bezwzględnie.

Dotychczasowe nieporządne, leniwe i nieumartwione życie nie daje mi jej poznać wyraźnie. Obawiam się czy tu mój stan ku dominikanom nie jest wynikiem fantazji, upodobania wyobraźni, zewnętrznych okoliczności, szukania czegoś nowego itd. a nawet niezadowolenia z seminarium. Gruntowniej nigdy się nad tym nie zastanawiałem ale przelotne myśli nagromadziły swoje.

To widzę jasno, że tak żyć w seminarium jak dotychczas nie powinienem i nie mogę! 1) Od siebie muszę wymagać o wiele większego skupienia; a więc oderwania się od wielu stosunków, zainteresowań, interesów, życia wspólnego – więcej wykroić czasu dla siebie (oprócz nauki)  co jest bardzo  trudne dla mnie. 2) Zdobyć się i zastosować większe umartwienie (ascezę) wewnętrzną a zwłaszcza zewnętrzną; umocnić wolę konsekwentnymi postanowieniami. 3) Muszę mieć unormowany plan, treść i sposób modlitwy (łacina!). 4. I wreszcie koniecznie innego stałego na miejscu spowiednika – kierownika, poza kierownikiem ogólnym.

Przecież prościej i normalniej szukać w naprawy w tym co się ma i gdzie się jest niż zaraz chcieć coś nowego. Wiele razy rozpoczynałem reformą i usilną pracą na nowo, ale wkrótce zostało się wciągnięty (choć może nie bez pewnych korzyści) do dawnego trybu. Mam pewien lęk i obawę, że pomimo szczerych serdecznych i mocnych postanowień nie zdołam się w tym utrzymać. Z drugiej strony obawiałbym się braku wiary i ufności w pomoc Bożą….

10/VIII Zdaje mi się, że niepotrzebnie to wszystko piszę, już dziś inaczej na te sprawę patrzę za łaską Bożą. Osiągnąć cel zamierzony nam przez Boga – to wszystko i nic po za tym – to chwała Boża. W niebie kres jej a tu na ziemi apostolstwo (w najszerszym znaczeniu odczuwam i uznaję jako moje zadanie, jako powinność naznaczoną przez Boga).

Od kilku już lat straciłem zaufanie do siebie czy potrafię zdobyć kapitał do apostołowania, co miałem rozmieniłem już na drobną monetę, akumulator odładował się i choć prądu mniej czy więcej się wpuszcza – nie ładuje się.

Teraz tu w kościółku kamedułów z tabernakulum Pan Jezus pociąga mnie i pokazuje drogę. Trzeba zaparcia się, ofiary oddania się Jemu w modlitwie – On sam będzie tym „kapitałem” a odpowiednim prądem w którego akumulator trzeba włączyć – Zakon św. Dominika. Ale bynajmniej nie pojmuję tak fizycznie tej sprawy.

Wstąpię do Zakonu dla spełnienia jak najlepiej powołania w apostolstwie, w nim i przez niego złożę Panu Bogu ofiarę,  w jego gronie i jego szkole otrzymam jednolite chrześcijańskie wychowanie. Liczne trudności walki czekać mnie będą ale ufam Bogu i łaskom nagromadzonym od tylu wieków przez rodzinę św. Dominika.

Typ świeckiego apostolstwa przyświecał  mi dotychczas, ale skoro widzę, że podołać i dojść do niego nie mogę, a Pan Jezus pociąga mnie do wybranej rodziny swojej, którą znam cenię i kocham – to przecież nic nie pozostaje jak oddać się całkowicie.

Choć nie bez pewnej obawy, z pewnym wzruszeniem i poczuciem niegodności – Ale mimo wszystko za tę łaskę i światło śpiewam z całym przejęciem i zapałem całą prefację!… (o Trójcy Św.) 11/VIII  Nieswojo mi trochę to wszystko opisywać, ale przecież dla niczyjej przyjemności. Bardzo jednak Cię proszę abyś po uważnym przejrzeniu ocenił i surowy wydał osąd czy mam prawo na tych podstawach chcieć należeć do zakonu dominikańskiego? Czy pobudki, względy i warunki są wystarczające? Jednym słowem czy wszystko w (wystarczającym ) porządku? Z pewnością zdać sobie muszę sprawę – i rozważyć jeszcze niejedno ale chodzi mi o to czy czegoś zasadniczego nie brakuje.

Nie napisałem jeszcze dość wyraźnie jak bardzo pragnę i spodziewam się po życiu zakonnym oddania się Bogu w modlitwie. Tak cenna była Twoja rada by na tych rekolekcjach rozpocząć jej poprawę od sumiennej modlitwy ustnej, a natrafiwszy na takie właśnie rozdziały u św. Teresy – spędzam (choć nie bardzo długie) chwile na gorącej i swobodnej rozmowie z Panem Jezusem.

Doprawdy trzeba już kończyć Drogi Włodku! Niecierpliwie oczekuję naszego zobaczenia się. Będę we Lwowie we wtorek 16 rano. W sobotę stąd wyjeżdżam. W niedzielę będę u Jerzego, w poniedziałek w Pełkiniach. Jerzemu i Rodzicom, Stasiowi powiem o sprawie jako zamiarze niezdecydowanym w zachowaniu do czasu tajemnicy. Bardzo serdecznie proszę wstaw się gorąco za mną do Pana Naszego Jemu uwielbienie, cześć i chwała a także Matce Najświętszej i św. Dominikowi Ciebie, Ojca Jacka i nas wszystkich polecam Panu.

Twój Jaś